Rozmowa z prof. Andrzejem Jakubiakiem cz. I

W trzecim pokoleniu belfer. Z matki i babki – humanista. Do kultury języka dołożył precyzję przedmiotów ścisłych, co wyszło mu… śpiewająco. Twórca cyklu Wielka Muzyka w Małej Auli opowiada o jej kuluarach i roli kultury w życiu Uczelni.

Profesor Andrzej Jakubiak w latach 2002-2008 pełnił funkcję Prorektora ds. Studenckich. W tym roku otrzymał Nagrodę Jubileuszową z okazji 40-lecia pracy w Politechnice Warszawskiej. Związany z Wydziałem Elektroniki i Technik Informacyjnych, trzykrotnie został laureatem Złotej Kredy, która przyznawana jest wyłącznie najlepszym wykładowcom.

 
Uhonorowany Medalami PW oraz Uniwersytetu Muzycznego im. F. Chopina, zyskał również uznanie w oczach Samorządu Studenckiego PW, który przyznał mu unikalny tytuł Studenta Honoris Causa. Niemniej społeczność Politechniki Warszawskiej, jak i szerokie grono spoza niej, spogląda na Profesora głównie przez pryzmat jego największej pasji – muzyki. I właśnie ta muza uwiodła go tak namiętnie, iż związek ten zaowocował jednym z największych dzieł prof. Andrzeja Jakubiaka – Wielką Muzyką w Małej Auli. Jak to się zatem zaczęło?

Panie Profesorze, mówi się o Panu „minister kultury” Politechniki Warszawskiej. Skąd u Pana wzięła się ta wielka pasja i zapał do organizowania przedsięwzięć artystycznych w środowisku akademickim? Czy gra Pan na jakimś instrumencie? Czy w czasach kiedy Pan sam był studentem również zachęcał Pan swoje otoczenie do działań na niwie kulturalnej?

Odpowiedź na to pytanie rozpocznę od wyjaśnienia skąd właściwie wzięło się sformułowanie „minister kultury”. Jego autorem jest prof. Włodzimierz Kurnik, Rektor Politechniki Warszawskiej w latach 2005-2012. I choć sam pomysł powstał spontanicznie, ten honorowy tytuł do dziś utożsamiany jest z moją osobą. Mam do tego oczywiście odpowiedni dystans, ale jest to miłe…  Rzeczywiście zostałem wychowany w kulcie do literatury, muzyki i innych dziedzin sztuki. Tę humanistyczną edukację wyniosłem z rodzinnego domu i z bardzo dobrego, chociaż prowincjonalnego liceum. Opowiem przy tej okazji pewną anegdotę. Otóż moja mama wcale nie była zachwycona faktem, iż wybrałem studia na Politechnice. Widziała mnie na tradycyjnym rodzinnym kierunku – polonistyce, ewentualnie mogła być medycyna. Kiedy dowiedziała się o mojej ostatecznej decyzji, powiedziała tylko: „Hm, zatem będziesz inżynierem. A inżynier to inteligencja techniczna. Ostatecznie może być.” To sformułowanie utkwiło mi bardzo w pamięci i stało się dla mnie pewnego rodzaju imperatywem i paradygmatem, określającym inżyniera, jako człowieka, który ma szerokie spojrzenie na świat, a jego inteligencja wyrażana jest równolegle z wiedzą techniczną przez zainteresowanie sztuką, m.in. muzyką.

prof. A. Jakubiak

 
Kiedy chodziłem do liceum w muzyce mojego pokolenia „królowali” Beatlesi. Każdy szanujący się chłopak musiał wziąć gitarę do ręki i zagrać na niej choćby kilka akordów. No więc kupiłem gitarę i poznałem tych kilka akordów. Uczyłem się także gry na akordeonie, ale ten instrument wychodził z mody, więc nie kontynuowałem nauki, czego do dziś żałuję. Już w czasach szkolnych  promowałem poezję i muzykę, co przełożyło się potem na całe moje życie. Na samym początku studiów działałem w klubie studenckim „U Januszków” w akademiku przy ul. Księcia Janusza. Robiliśmy tam głównie kabarety literackie i – co ciekawe – kilku znanych satyryków wywodzi się właśnie z naszego środowiska.

Zainteresowanie muzyką klasyczną zapoczątkowała wymiana płyt z kolegami. Pochodzę z małego miasteczka, a tam dostęp do koncertów był ograniczony. Kiedy przyjechałem do Warszawy na studia, po raz pierwszy zetknąłem się z muzyką symfoniczną na żywo. Na początku lat 70. nie było łatwo dostać bilet na koncert światowej rangi, ale miałem to szczęście, iż z grupą przyjaciół udało się nam wystarać o wejściówki na odbywający się w 1970 r. Konkurs Chopinowski. W ścisłym finale znalazł się wtedy Garric Ohlsson, amerykański młody pianista, który bardzo się wszystkim podobał. W dniu poprzedzającym ogłoszenie wyników wystawaliśmy godzinami pod Domem Chłopa (hotel, w którym byli zakwaterowani uczestnicy konkursu), by zdobyć jego autograf i zaprosić do naszego klubu. Ku naszemu zaskoczeniu artysta zgodził się przyjechać i zagrał przepiękny koncert na starym pianinie Calisia. Grał przez ponad dwie godziny. Zaczął od Chopina, a skończył na Beethovenowskich sonatach. Następnego dnia zostały ogłoszone wyniki Konkursu. Garric Ohlsson – pierwsze miejsce. To było niezapomniane przeżycie.

Tak to się właśnie zaczęło. Już wtedy czułem, że inżynierów trzeba uczyć czegoś więcej, niż tylko wiedzy technicznej.

Duża Aula koncertowo

Czego studenci uczą się poprzez uczestniczenie w życiu kulturalnym?

To bardzo rozszerza horyzonty. Uwrażliwia. Proszę sobie wyobrazić architekta, który jest wąsko wykształconym specjalistą. Jeśli nigdy nie słyszał dobrej muzyki klasycznej, nie zaprojektuje pokoju, w którym ta muzyka właściwie zabrzmi. Jeśli nie oglądał obrazów w najznakomitszych muzeach świata, to skąd ma wiedzieć jak powinna wyglądać kolorystyka, co jest przyjazne, a co nie. Powiedziałem o architektach, ale można to odnieść do każdego rodzaju działalności inżynieryjnej. Jesteśmy technikami i zalewamy ten świat przyrządami, które odgrywają coraz większą rolę w naszym życiu, w pewnym sensie zaczynają nami rządzić. Jeśli do edukacji inżynierów nie włączymy elementów humanizmu, to po prostu nauka i technika stanie się nieludzka. Nie bez powodu w krajach anglojęzycznych stopień doktora wyrażany jest skrótem Ph.D. Co to oznacza? Doctor of Philosophy, bowiem filozofia danego przedmiotu uwzględnia znacznie więcej niż tylko samą materię danej dziedziny.

A zatem warto i należy zachęcać studentów do aktywności w sferze kultury, szczególnie na uczelni technicznej. Mam w tym obszarze duże doświadczenie, najpierw jako prodziekan Wydziału Elektroniki i Technik Informacyjnych, a potem jako prorektor PW. I muszę powiedzieć, że nasi studenci niezwykle chętnie uczestniczą w różnorodnej działalności kulturalnej, często realizując swoje pasję i talenty.

Wielka Muzyka w Małej Auli

Które ze swoich dokonań na gruncie organizacji życia kulturalnego PW uważa Pan za najistotniejsze. Co było strzałem w dziesiątkę?

Oczywiście, nie mam wątpliwości – Wielka Muzyka w Małej Auli, która stała się swoistą wizytówką kulturalną Politechniki Warszawskiej. Właśnie mija 12 lat od pierwszego koncertu w ramach tego cyklu, a do dziś odbyło się ich już 77. Wśród nich były także wielkie, oratoryjne dzieła symfoniczne, niezmiernie rzadko prezentowane publiczności, gdyż wymagają ogromnej ilości wykonawców. Sztandarowym przykładem może tu być VIII Symfonia Gustava Mahlera – gigantyczne dzieło, angażujące w zamyśle kompozytora 1000  artystów - stąd nazwa „Symfonia Tysiąca”. Można to wykonać w mniejszym składzie (około 500 osób) i właśnie w tej wersji 16 marca 2013 roku zostało przedstawione to wspaniałe dzieło Mahlera w ramach „Wielkiej Muzyki w Małej Auli”, tyle że z oczywistych powodów w Dużej Auli. Zresztą w Dużej Auli Politechniki Warszawskiej w sumie odbyło się szesnaście takich „wielkich” koncertów cyklu, m.in. Carmina Burana Carla Orffa czy Requiem Giuseppe Verdiego. Oczywiście prezentujemy też lżejsze formy muzyczne, goszcząc znanych i znakomitych wykonawców, jak choćby Hanna Banaszak czy też Waldemar Malicki, a ostatnio, na zakończenie sezonu 2013/2014, wystąpiła Ania Rusowicz z repertuarem big beatowym.

Hanna Banaszak

Niezmiernie cieszy mnie fakt, iż Wielka Muzyka w Małej Auli stała się po prostu modna. Jednocześnie nasza Politechnika jest postrzegana jako Uczelnia szerokospektralna przez bardzo wiele różnych środowisk. Poza tym w obszarze kultury udało się jeszcze kilka innych rzeczy np. w 2005 roku powstała Orkiestra Rozrywkowa PW The Engineers Band. „Utrzymaliśmy przy życiu” Chór Akademicki PW, który na początku 2000 roku dość mocno podupadł. Obecnie, charyzmatyczny dyrygent Dariusz Zimnicki wygrywa z zespołem praktycznie wszystkie konkursy w Polsce, nawet muzyki cerkiewnej w Hajnówce. Poza tym warto pamiętać, że to właśnie Politechnika Warszawska od 2002 r. jest głównym organizatorem i koordynatorem Wielkiej Parady Studentów Warszawy w ramach Juwenaliów. W gronie naszych osiągnięć znajduje się również Grudniowy Akademicki Przegląd Artystyczny „GAPA”. Proszę mi wskazać uczelnię, która dokonuje pełnego przeglądu twórczości studenckiej, włącznie z grafiką komputerową, zespołami muzycznymi, poezją studencką i śpiewaną, fotografią… My to wszystko robimy! Przyczyniłem się także do powstania telewizji internetowej PW. Studenci to „kupili” i z zapałem pielęgnują. Wydaje się, że odegrałem też istotną rolę w powstaniu Teatru Studentów Politechniki Warszawskiej. Ale tak naprawdę to wszystko były inicjatywy studentów, a moje zadanie polegało początkowo na wsparciu i pomocy. Potem zrozumiałem, że każda inicjatywa, każdy zespół artystyczny ginie, jeśli nie może systematycznie prezentować swoich osiągnięć. Dlatego właśnie Wielka Muzyka w Małej Auli końcówkę sezonu zawsze rezerwuje dla naszych zespołów artystycznych. To są ich koncerty galowe.

Skąd czerpie Pan tematykę do kolejnych koncertów?

Inspiracje przychodzą z wielu różnych stron. Na początku dostałem wsparcie ze strony dwóch studentów z WEiTI, równolegle studiujących w Akademii Muzycznej (obecnie Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina) w Warszawie. Jednym z nich był Hubert Niewiadomski, który później zrobił doktorat z fizyki, a obecnie pracuje w CERN-ie, poza tym jest świetnym barytonem i śpiewa np. w Filharmonii Genewskiej. Hubert przedstawił ideę Wielkiej Muzyki w Małej Auli kolegom z Akademii Muzycznej i w ten sposób nawiązały się kontakty, które zaowocowały wieloma pomysłami. Carmina Burana? Nie ma sprawy. Robimy! Potrzebne trzy chóry i duży skład orkiestrowy, ale daliśmy radę. Dyrygował Łukasz Borowicz, świeżo upieczony absolwent. W pięć lat później został szefem tej samej Orkiestry Radiowej, którą wówczas  prowadził, a która była wobec niego niezbyt wyrozumiała. Inspirowali mnie również państwo Elżbieta i Krzysztof Pendereccy, wspomagając swoją krakowską Orkiestrą Akademii Beethovenowskiej.

W tym momencie uchylę rąbka tajemnicy. Maestro Penderecki na 100-lecie PW będzie dyrygować u nas wykonaniem swojego wielkiego dzieła: Siedem Bram Jerozolimy. Wydarzenie przewidziane jest na 5 grudnia 2015 roku. Wracając do inspiracji: dużą rolę odegrał muzykolog Michał Sikora (też kolega Huberta, obecnie jeden z dyrektorów Filharmonii Narodowej), który również był nieoceniony w organizacji wspomnianych wielkich koncertów. Szefowie naszych zespołów artystycznych: maestro Dariusz Łapiński (The Engineers Band), maestro Dariusz Zimnicki (Chór Akademicki) czy też reżyser i choreograf Janusz Chojecki (Zespół Pieśni i Tańca PW) mają także ogromny udział w projektowaniu i organizacji koncertów. A czasami udaje się zrealizować „moje marzenia” muzyczne… No cóż, po tylu latach „Wielka Muzyka w Małej Auli” nie narzeka na brak pomysłów. Ja oczywiście stoję na straży zasady, że musi to być muzyka „wysokich lotów” i jednocześnie taka, która zainteresuje i przyciągnie inżynierów i przyszłych inżynierów.

Na tym kończymy pierwszą część wywiadu z prof. A. Jakubiakiem. W kolejnej odsłonie m.in: sukcesy artystów Wielkiej Muzyki w Małej Auli, niezwykłe kulisy Symfonii Tysiąca, koncerty w nowym roku akademickim. 

Rozmawiała: Izabela Koptoń-Ryniec

Powiązany materiał:
Rozmowa z prof. Andrzejem Jakubiakiem cz. II

Zdjęcia: archiwum prywatne prof. A. Jakubiaka